niedziela, 12 października 2008

porażka

no i zajechałem proszę ja Was do tego andrychowa. zresztą pisałem chyba o tym hyhy. chłopaki w końcu zdjęli ładunek, a ja poddałem się błogiemu początkowo oczekiwaniu. jechałem w końcu pół nocy, więc walnąłem się na łoże i zapadłem w błogi stan nieświadomości.
zerwałem się około 20.00 :P za oknami zmrok szybki podryw do telefonów (ostatnio jadę na dwóch ) oooo !!! szefo dzwonili. qrna a ja spałem jak zaciukany. dzwonię raz, drugi cisza.

no ale gdyby cosik było na powrót na pewno dzwoniłby do oporu. w końcu udało mi się złapać majstra około 22.00 zgodnie z przewidywaniami lipa z nędzą, a tu nieśpiesznie nadciągnął piątek. rano (no koło 9.00 ) zwlokłem się pełen nadziei, ale niestety :( kryzys na rynku finansowym przekładał się na ten na giełdach transportowych. polazłem na zakupy do marketu, zlazłem kawałek andrychowa. i nic. w końcu o 15 diecezja wracamy na pusto. massakra.do bazy doleciałem na 4,5 z małym hakiem :P przeskoczyłem w osobowego miśka prywatnego ( mam mitsubishi a nie mercedesa więc mi tu nie....) i ruszyłem w stronę domu. niestety mniej więcej w połowie drogi padło sprzęgło grrrrrr bez tego postawowego podzespołu doczłapałem do domu gdzie następnego dnia czyli w sobotę stwierdziłem, że mojemu wysprzęglikowi potrzebny jest pampers. dopadłem do neta i udało się zlokalizować komplet naprawczy, niestety na drugim końcu łodzi. chciał nie chciał odpaliłem miśka i z połowicznie działającym sprzęgłem zawlokłem się do sklepu i nazad. całe szczęście części kosztowały całe 10 złotych i nie musiałem brać kredytu hyhy 1,5 godzinki dłubania (jeeeeżu ale tam jest wszystko upchane) i misiu odzyskał sprawność. a dzisiaj 6.15 pobudka na gp japonii. robert kubica bardzo ładnie wystartował niestety musiał uznać wyższość teamu renault i ferdka, ale nie kiepskiego ino alonso. no dobra drugie miejsce nie jest złe, ale myślałem o czymś lepsiejszym. jutro zrywka bladym świtem i ładujemy józefów, więc chyba będzie cosik nowego. mam nadzieję :P