wtorek, 23 lipca 2013

z biegiem popradu

trochę mi się ostatnio dała we znaki złośliwość przedmiotów martwych. zaczęło się od awarii stacyjki w któryś piątek około południa. poszedłem sobie po zakupy, wracam chcę zaburzyć a tu zonk. kluczyk wchodzi ino do połowy.trzeba było fachury i za jedyne trzy stówki doprowadził ją podobno do stanu używalności... podobno bo w zeszłym tygodniu znowu mi się zbuntowała, ale że podobno zdolny jestem więc dalem sobie radę już sam.

a najciekawsze, że za pierwszym razem zbuntowała się w takim oto miejscu :D

potem w poniedziałek mam być na 6 rano w lublinie więc żwawo ruszam około pierwszej w nocy i po ośmiu minutach jazdy coś mi się dymi.... okazalo się że oponka nie wytrzymała ciśnienia czyli tzw. presji i się rozpękła

a potem już bylo fajnie. wschód slońca koło sandomierza...

nałęczowskie fretki....

super wjazdy do firm... może tego tu nie widać ale po lewej jest brama w którą cofam a pod wodą jest dołek na pół koła :D

za to od wczoraj jest extra. śmigam sobie po górskich trasach i nawet było mi dane looknąć na taterki

byłem w krynicy zdroju

i w fabryce muszynianki.

zresztą mam to udokumentowane.

a potem sobie pojechałem wzdłuż popradu do new sącza

widoki były naprawdę przednie..

najciekawsze, że chcąc dojechać do muszyny trzeba śmigać przez mostki 15-to tonowe. na pusto spoko się mieścim ale z ładunkiem prawie trzy razy przekroczony tonaż. a innej drogi niet

tutaj dojeżdżamy do piwnicznej

oczywiście cały czas towarzyszy nam rzeka poprad.

a tutaj rytro z ciekawie umiejscowionym zamkiem. tu go co prawda nie widać ale musicie uwierzyć że jest.

i na koniec rzut oka na jeziorko rożnowskie z wijącej się serpentynki. kiedyś już wrzucałem fotki z tego miejsca ale jak pamietam deszczowo było, więc dziś słonecznie niech będzie.

i po prawo dunajec w pełnej krasie w okolicy czchowa

a teraz pauza w okolicach krakowa i oddech przed walką na śląsku. dwa miejsca zrzutki w tym jedno w samiuśkich katowicach. brrr....

piątek, 5 lipca 2013

trzy dni w bydgoszczy

tydzień zaczął się dość fajnie. traska do świdnicy więc znów zobaczę góry. świt zastał mnie na A8 

i w sumie fajnie bo słoneczko dawało w plecy a nie po oczach

teraz przejazd przez wrocław to normalnie przyjemność. no chyba że trzeba zjechać do samego wrocka a tam nie bylem ze trzy lata więcmogę się tylko domyślać co się tam dzieje. ostatni pobyt pamiętam 5 km w 4,5 godziny czy jakoś tak.

a tutaj renata na tle gór wałbrzyskich. z prawej lekko za chmurami nawet śnieżka zamajaczyła. ogólnie całkiem fajnie, choć nie tak jak ostatnio kole karpacza. :D

no i trafilem do bydgoszczy. i tu nastąpiło zatwardzenie. przyjechałem w środę koło 16. wyszła pauza więc "poszłem" na ryby. znaczy "poszłem" bo nie było daleko nad brdę. gdyby było ze dwa kilometry napisałbym poszedłem :D ryby nie brały za to obficie wieszaly się wodorosty więc wróciłem i spanko 
czwartek rano info zaladunek wieczorem. OKI pomyślałem . zrobiłem trochę papierkowej roboty sklepowej (vide sklep u borsuka) i wieczorem koło 20 zajechałem do schenkera w bydgoszczy. dyspo mówi podaj nr telefonu i czekaj. no to czekałem. około 2 w nocy szlag mnie trafił więc idę do tych ciołków biuralistycznych i pytam czy długo jeszcze będą zastanawiać się pod którą rampę mnie podstawić. a co usłyszałem ??
"sorry k..wa zapomnialem że czekasz i wszystko już wysłaliśmy" no kwiaty po prostu. może ja kiedyś zapomnę, że miałem się ładować a jeszcze lepiej rozładować z towaru schenker'owskiego