wtorek, 6 stycznia 2009

brrrrrrr !!!!!

-12 szok :P renata tak skostniała, że nie dała sobie ściągnąć plandeki. pół godziny się mordowałem z otwarciem boku co normalnie robię w 5-10 minut. następne pół godziny to było zapinanie po załadunku.
zaparkowałem nieopodal takiego ciekawego znaku drogowego hyhy z opisem z początku XIX wieku bo wtedy byli portyjerzy :P i do ranka "dusiłem komara" :) pierwsze co po przebudzeniu
to chwyt za kluczyk i....... uff zaburzyło i zaklekotało. niby na zewnątrz tylko -18, ale tyle co natrąbili wczoraj o tych autobusach nie mogących ruszyć...
po porannej kawce śmigałem w kierunku warszawki. powoli wstawało słońce a ja robiłem się coraz bardziej głodny. znalazłem parking i wziąłem się za szamanko

nie byłoby o czym pisać gdyby nie pathfinder jakiegoś delikatnie mówiąc, nie bardzo kumatego debila, który zaparkował dokładnie na wyjeździe z tego parkplatzu




to naprawdę trzeba mieć nawalone jak cyganka w tobołki, tym bardziej jako miejsca było w bród. no a ja sobie do waszawy dojechałem pozrzucałem i poleciałem dalej w stronę mazur gdzie teraz ładuję powrocik w stronę domu :) a za oknem -15 hyhy dobrze że nie muszę boków rozpinać :P dzisiaj....

3 komentarze:

Alex:-} pisze...

ale sie piescisz!!wielkie mi mecyje,temperaturka srurka...u mnie tez sie mrozi i nie narzekam...wciaz siedze w domku..

Anonimowy pisze...

Borsuk nie zamarzłeś? Jakoś nie piszesz...

Anonimowy pisze...

Chyba jednak zamarzłeś.....:-)))