środa, 17 czerwca 2009

koniec byczenia się :)

po 24 godzinach okupowania prkingu pod olsztynkiem, mogłem zaburzyć renacie pod kabiną i ruszyć do oddalonego prawie 200 km łochowa. tam w fabryce styropianu miałem zapakować trochę takich bloków pociętych na mniejsze kawałki i wywieźć do rzeszowa. choć nie zapowiadało sie ciekawie udało mi sie z zadaniem załadunku uporać w miarę szybko i po około dwóch godzinach pędziłem w kierunku lublina.

po drodze mijałem "kebab pod psem"
i karczmę o swojskiej nazwie "bida". aż strach pomyśleć co tam dają do spożycia :P tak się zastanawiałem nad świeżonką z kota zeskrobanego z asfaltu oraz psa pomielonego z budą i nawet nie zauważyłem jak wpadłem do lublina. a tam taki fajny autobus na smyczy jeździ. pewnie kierowcy za często pod dom podjeżdżali to im smycze pozakładali. ciekawe czy jak remont drogi robią to te smycze im luzują czy spuszczają ich z niej ??
oj ładna ta lubelszczyzna nasza. hektary pól po horyzont i drogi proste jak drut. o dziewczynach nie wspominam bo chyba mają tu jakie zagłębie uroczych niewiast. :P i tak prawie dotarłem do rzeszowa. niestety brakło mi jakichś 25 km i musiałem zawinąć na stację BP

tu wcisnąłem się między węgra a rusłana i tak przytuleni musimy dotrwać do rana :) a na noc zapowiadali przymrozki :P dobrze że na mazurach z których uciekłem :)

2 komentarze:

=traker= pisze...

Witam,od jakiegoś czasu czytuję sobie Twego bloga,chyba unikalny co do tematyki cięzarowej :)świetne opisy,kontynuuj i szerokości zyczę.

Alex:-} pisze...

śse towarzycho wybrał...a w Lublinie miałem kiedyś...ach co będę gadał