czwartek, 18 czerwca 2009

dostawa do rzeszowa aż rozbolała mnie ..pecyna

jakoś udało się po przebudzeniu stwierdzić obecność lusterek na miejscach, a po spojrzeniu na zegarek zakląć szpetnie. padła mi komórka (znaczy bateria) i nie zadzwoniła o 6.00 . dobrze że instyktem obudziłem się o 6.50. na kawę nie starczyło czasu tylko trzeba było startować. 22 kilometry to był moment. ale to co zastałem na miejscu przekroczyło granicę bólu.nie dosyć że dojazd waskimi ściezynkami między rzeszowskimi akademikami to jeszcze trzeba wbić się tyłem na budowę. po ostatnim przeboju miski naprawdę przyprawiło mnie to o ból głowy.

i to jeszcze ni tak z brzegu tylko tak trochę głębiej trzeba było się wbijać. za to ładne widoki mają na tej budowie. chyba tu stoi to osiedle żeby studenci mogli koić nerwy szerokimi horyzontami :P
drugi miejsce rozładunku na osiedlu nieopodal. oczywiście połamalim zakazy 2,5 tonowe. a co tam nie stać nas :P ufff szybkie śniadanko i przelot po załadunek do wienerbrgera. vide post pomiskowy. hyhy czyli "jedziemy dalej"
a przejeżdżając kątem aparatu (za wolno się bydle odpala) udało mi się nawet jedną z mieszkanek oleśnicy uchwycić :)
dobrze że w końcu sie ciepło robi to jest na co (kogo) popatrzeć. :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

borsuk zabierz mnie w taka trase bo jest na co popatrzeć :)

Alex:-} pisze...

strzyka mi w karku..