wtorek, 23 września 2008

jawohl, jawohl, ich liebe alcohol hyhy

oj pijacki miałem weekend. znaczy właściwie sobotę, choć i niedziela nie pozostała bezprocentowa. no oczywiście nie tak cobym się zresetował, ale fajnie było :P wczoraj właściwie pojechałem na rozładunek i o 11.00 zacząłem pauzę hyhy po 3 godzinach pracy. caaaały dzionek przespałem. no jakoś trzeba było odespać nocne harce hyhy. dopiero wieczorkiem pojechałem zarzucić towarek do bydgoszczy. no i w tym miejscu muszę się popodpierać fotkami z netu bo braciak zabrał mi aparat. :( dobrze że tylko na trzy dni. no zarzuciłem i pojechałem do firmy co to mieści się na terenie zachemu.
tak tak :) to ten pofaszystowski zachem czyli miasto w mieście zbunkrowane w lesie gdzie bez mapy ani rusz. nawet navi głupieje. ale co się dziwić jak jest kupa takich pozostałości, a jak się kogoś spytasz to nikt nic nie wie i nietutejszy.
dobrze, że byłem tu parę razy więc mam obcykane. (vide post : dziura ) po zrzutce prosto do jabłonowa pomorskiego. podobnotaki zamek tu mają hyhy, a ja pauzuję więc chyba pozwiedzam. no zamek to za wiele powiedziane . raczej kompleks pałacowo-parkowy. a myślałem że tylko ja mam kmpleksy :P

i jak taki widoczek zobaczę ze wzgórza pałacowego to może nawet popuszczę :P





właśnie przed chwilą rozpiąłem boki i szlag mnie trafił. okazało się że przednia ściana w przyczepie (takie aluminiowe deski) całkiem się rozhybotała i mało jej nie zgubiłem. jednak wielton to "grosse scheise and góffno product of poland". po dwóch latach popuszczały wszystkie nity. szlag by to.....