poniedziałek, 1 września 2008

horror

miał być fajny weekend. w sumie był fajny. i dzisiaj miały być zdjęcia ze spływu kajakowego po pilicy tyle ,że nie ściagane z netu. ino mojego autorstwa.

ale od początku.

na tą niedzielę umówiliśmy się ze znajomymi na spływ po pilicy kajakami. zajechaliśmy w szóstkę do nowego miasta n/pilicą i od gościa wynajęliśmy trzy kajaki. koleś zawiózł nas w górę rzeki razem z czółenkami i zaczęliśmy. na początku zabawa przednia bo więcej tyłkami szorowaliśmy po dnie jak było typowego pływania. mieliśmy co prawda do pokonania 22 km ale nikt się nie śpieszył, bo była dopiero 11 z minutami i cały dzień przed nami.pilica jest rzeką dziką i nieuregulowaną przez co jest naprawdę super. brak zabudowań przy brzegu i wielorakość gatunków roślin i stworzeń powoduje że naprawdę jest co oglądać. po około dwóch godzinach dopłynęliśmy do wiaduktu kolejowego, którego filar centralnie stał na środku rzeki. niesieni prądem rzeki mieliśmy minąć go z prawej strony. jeszcze nawet mu zdjęcie zrobiłem :P ale prawa nitka jakoś się dziwnie kotłowała , więc szybka decyzja mijamy go z lewej. jak się okazało była to błędna decyzja. nie udało się nam odbić na tyle coby bezpiecznie minąć betonowy słup w bezpiecznej odległości i nurt zepchnął kajak do filaru.jedyne co mogliśmy zrobić to wiosłami zamortyzować uderzenie ratując kajak przed zniszczeniem. pod naporem prądu łódka przechyliła się prawie pod kątem 90 stopni, momentalnie nabierając wody. chwilę przed tym miałem już poukładany plan działania. po pierwsze spier....ć jak najdalej od kajaka. wyszło bezbłędnie. po drugie złapać równowagę i wyciągać drugiego podróżnika. no z tym było gorzej. akurat moja rodzona żonka nie potrafi pływać i jak na złość znalazła się pod kajakiem.koło słupa głębokość wody przekraczała 2 metry i mimo usilnych starań nurt był tak silny, że nie mogłem nawet pół metra się przesunąć w stronę "topielicy" minęło chyba z 4-5 sekund, które w tym momencie ciągnęły się niczym ser na pizzy. i jest ... udało się jej wydostać spod odwróconego kajaka. złapałem mocno za ramię i coby mogła zaczerpnąć oddechu wepchnąłem ją na ścianę filara. ale gdzie tam panika była tak mocna, że chcąc się za wszelką cenę wydostać udało się jej dość skutecznie mnie podtopić :P no jakoś się oswobodziłem :P i mogłem zrealizować trzecią część planu czyli dostanie się na płytszą wodę. za chwil parę udało się i tą część wykonać, więc teraz spokojnie mogłem łapać kajak i bambetle. generalnie wszystko czyli plecak, klapki itp pływało sobie pod odwróconym kajakiem. jedno wiosło tylko nam uciekło hyhy. generalnie po podliczeniu strat. (wiosło złowiliśmy ze dwa kilometry dalej) jedyną bezpowrotną stratą jest pamiątkowa zapalniczka, a przy okazji wykąpane aparat i komórka oraz dokumenty :P dokumenty udało się wysuszyć, a co do elektroniki to chyba oddam do naprawy, bo są firmy zajmujące się takimi problemami. no o rozmokniętych kanapkach nie wspomnę :P mam nadzieję że smakowały kaczkom i innym stworom :) a my ?? my popłynęliśmy sobie dalej tylko większą uwagę zwracaliśmy na wszelkiego rodzaju zawirowania wody. i potem już było naprawdę fajnie.





a tu właśnie znalazłem zdjęcie ze spływu po pilicy , gdzie właśnie widać dno i niby jest jest tak słodko :P jednak cały czas trzeba się mieć na baczności :)