czwartek, 27 listopada 2008

śnieżna droga

pół dnia przestałem w tym bielsku zanim załadowali mi towarek do lidla koło poznania. koło 20 mogłem śmigać, a przed renatą i mną było 400 km ciemną nocą.brrrrrr jeszcze koło kępna tak sypnęło śniegiem, że drogi nie było widać. dobrze, że było w miarę pusto i nie trafiłem na ślimaczących się "niedzielniaków" do poznania dotarłem około 4 nad ranem i zaraz wskoczyłem na wyreczko i zacząłem kimać. coś mi się dzieje z tym ogrzewaniu postojowym, bo po jakiejś godzince czy dwóch znowu obudził mnie terkot własnych zębów. o 11 zaniosłem papiery i myślałem że uda i się dokręcić pauzę do końca, czyli do 9 godzin, ale na tablicy dwukrotnie mi wyświetlili mój numer i chciał nie chciał musiałem podjechać. trzeba będzie opisać tacho :P

podjechałem, rozładowałem, dokręciłem do 10 godzin i pojechałem na załadunek. miałem ładować towarek do łowicza. no to załadowałem hyhy jakie wyjście ;p
tutaj widać jakie labirynty ustawiają na firmach coby driverom się nie nudziło. no i coby ćwiczyli umiejętności hyhy.


do łowicza doturlałem się około 20 a ponieważ net chodził jak flaki z olejem i nie mogłem posta wrzucić, więc poszedłem pokimać :) około północy słyszę walenie w drzwi. pomyślałem oho rozładunek. wyglądam z lewej ... nikogo nie ma. z prawej. jakiś koleś i coś bredzi, że niby robert sie nazywa, coś tam o jakichś monetach cobym od niego kupił. itp. minę musiałem mieć chyba ciekawą ( bo nie powiem. z deka się znerwowałem) bo koleś zaraz przeprosił i się zmył hyhy. wlazłem z powrotem na wyro i znowu walenie w drzwi. no myślałem coś mnie trafi :P ale to był ochroniarz i kazał mi się podstawiać.
po rozładunku 40 kilometrów na bazę i do domu. a dzisiaj musiałem porobić legalizacje tacho, przeglądy auta i przyczepy. i muszę się pochwalić hyhy :) szef ze mną pojechał :) porobiliśmy, pogadaliśmy i wróciłem do domciu :) a jutro..... no zobaczymy co jutro :) nam przyniesie :)