piątek, 24 lipca 2009

raz dolinką, raz po grani

i leci urlopik :) dzień za dniem. w skrócie tylko opiszę fotki :) 1 dolina białego potoku fotka druga na szpiglasowej przełęczy widok na moskie oko i czarny staw pod rysami. oczywiście widać rysy a nawet gerlach
i ostatnia fotka dolina pięciu stawów polskich widziana z tego samego miejsca tylko z drugiej strony przełęczy. więcej fotek pójdzie na borsucze fotki. ale to jak będzie chwila.

poniedziałek, 20 lipca 2009

i na urlop.

piątek ;) ostatnia traska. bielsko biała i powrocik. przed radomskiem koles wbił się swoim zestawem i ciężarówkę poprzedzającą. trochę zmasakrował autko. jak widzę to za dobra pogoda skłania do optymistycznego podejścia do jazdy. tu zbyt optymistycznie ocenił możliwość wyhamowania zestawu i efekt mamy widoczny.

udało mi się dość szybko obrócić w obie strony tak więc sobotę miałem już wolną i mogłem porobić zakupy na wyjazd.
qrde nawet osławiona zakopianka była w moją stronę luźna. (bo w drugą momentami się zatykała)
a dzisiaj już zaliczyłem kasprowego na nogach w obie strony a nie kolejką no i wypoczywam. aktywnie wypoczywam coby zrównoważyć godziny spędzone w kabinie i żarcie wysokokaloryczne :P i tak przez dwa tygodnie będę straszył niedźwiedzie i kozice :P no i czasem tu napiszę spoko :P jak w zeszłym roku.

środa, 15 lipca 2009

przemyśl to sam :P

awaria baterii awarią. ale porządek musi być. wiec dodaję drugi post coby aktualnie się zrobiło. a wiec w nocy pojechałem zarzucić ładunek do przemyśla, a więc znowu w stronę południowo-wschodnią rubież naszego kraju. w sumie w leżajsku ( fota 1) to parę ładnych lat nie byłem a i o przemyśl daaawno nie zahaczałem.

mają te strony jakiś swój klimacik :) gdzieś na horyzoncie majaczą się bieszczadzkie wzniesienia... no generalnie fajnie. od razu dostałem zleconko na powrót i jak szalony pognałem w stronę rzeszowa, bo myślałem że uda sie dziś zarzucić. niestety nawet 10 godzin nie starczyło i stoję teraz na betonowym placyku a słoneczko bez litości naparza. może zakupię parę jajek i usmażę na masce. chyba ma z 200 stopni. :) a co by było jakby renata była czarnego koloru :P aż strach pomyśleć. a jutro rano pobudka i wracamy. chyba będzie to ostatnia traska przed urlopem, który to zaczynam w poniedziałek :)

od początku :P

znaczy od początku tygodnia zaczniemy. a więc w poniedziałekpogoniłem wczesnym rankiem, (albo późną nocą) do przeworska. no i ble ble kolejny świt, panorama sandomierza (z drugiej strony niż w piątek.) no i tak oto doleciałem rozładowałem i poszedłem w kimono. obudziłem się po 8 godzinkach spania i myślę sobie włączę kompa i coś napiszę. ale gdzie tam. bateryjka na zastępstwie odmówiła współpracy i na voltomierzu pokazał się wynik 21,3 V co nawet na odpalenie nie pozwalał. no i zamiast pisać latałem w poszukiwaniu wiaderka z prądem. dobrze że trafiłem na elektryków, którzy pożyczyli mi bestera na parę godzinek i w ten oto sposób udało mi się nie zakwitnąć w tym przeworsku.
wracając załadowałem jakieś barachło do strykowa brykietem zwane. no ale miejsce rozładunku to było ze trzy razy ciekawsze niż t co miałem na pace.
w taką własnie ściezynkę kazali mi wcofać i żeby jeszcze było ciekawiej na końcu była brama, co chyba widać na drugiej focie.potem mi powiedzieli że podobno nie każdy chce tam wjeżdżać. mnie sie udało ale nastepnym razem się zastanowię. mają niedaleko monopolowy......
i na koniec ciekawa teoria ewolucji wg renault trucks. zostawie bez komentu :)

sobota, 11 lipca 2009

dzień kolizji.

wstałem rano, zaparzyłem kawusię i po wypiciu ruszyłem w stronę domu. zamek w sandomierzu jeszcze zaspanym wzrokiem lookał na wszystko ze wzgórza , za to pogoda całkiem obudzona zachęcała do żwawej jazdy. no i tak całkiem szybko doleciałem do tuszyna przed łodzią.okazało się, że koleś położył sie do rowu i trzeba objechać kawałek bo zrobił sie koreczek na trzy kilometry.
a na tym objeździe "odpoczywała" sobie na boku koparka, jak widać na fotce. oczywiście w korku na objeździe, nie brakowało cwaniaków którzy niby to skręcali, a potem wciskali się kawałek dalej z powrotem. oczywiście kierowany poczuciem jakiejś "sprawiedliwości społecznej" przyblokowałem paru takich wyścigowców. jeden nawet wyskoczył do mnie z zamiarem pobicia, jednak zrezygnował w momencie otwarcia drzwi.
no i tutaj nasz "bohater" chłodnia "raben fresh" położona w rowie. ciekawe czemu. ślisko było czy może kolega przegiął z prędkoscią ??
no a potem rozładunek, baza i do domciu. a w domu w wiadomościach TVN co widzę?? cysterna wjechała w chałupę. no ja nie wiem. snieg spadł czy co ?? jakaś plaga chyba wczoraj była, wiec jak wieczorkiem jechałem na załadunek nie przyśpieszałem za bardzo coby nie skończyć jak widoczne tu autka. załadowałem, zajechałem na bazę , do domu wróciłem koło 3 w nocy i już weekend.

czwartek, 9 lipca 2009

złodzieje k... m....ć

wczoraj przestałem kilka godzinek wpatrując się w widoczną na fotce tablicę z cyferkami, czekając na swój rozładunek w strykowie. około 14 udało i się wyjechać i pognałem załadować rzeszów na dzisiaj. po załadunku pojechałem jak zwykle pod dom i o 3 z minutami miałem zamiar wystartować. no niestety nie udało się bo jakiś ciul przywłaszczył sobie akumulator z renaty. i najgorsze ze stało się to ze 20 minut przed moim wyjściem kiedy to spokjnie dopijałem kawę. musiałem szefa ściągnąć z wyra i pojechać na bazę po inną bateryjkę. dobrze ze chociaż przyszedł ktos z branży na rabunek bo wszystko było ładnie odkręcone a nie pourywane czy odcięte. i tak z blisko trzygodzinnym opóźnieniem w końcu ruszyłem.
pogoda dopisywała i poprzez górki świętokrzyskie dolecielim do rzeszowa, gdzie na powitanie dwóch tłumoków, plus policja, zablokowali jeden pas ruchu bo tamci trochę lakierem się powymieniali. żeby ktoś zginął to rozumiem, ale żeby blokować jedną z głównych wlotówek z powodu stłuczki... brak słów
w rzeszowie spotkałem takiego sympatycznego motocyklistę na chyba jednym z bardziej lendarnych motorków czyli Hondzie Gold Wing to się nazywa loozik :)
niestety trzeba było szybko zrzucać i gonić do szybowcowni w sandomierzu gdzie takim maluśkim wózeczkiem załadowali mi pare skrzynek z szybami

a na ostatniej fotce (trochę niewyraźnie) widać halę, gdzie produkują między innymi szybki do auteczek :) ale nie tylko oczywiście bo takie normalne taflowe tyż :)
a mnie tymczasem dopadła pauza i zaraz idę poddusić komara :)

wtorek, 7 lipca 2009

kolejny tydzień :)

poniedziałek był wolny z racji zaawizowania rozładunku dopiero na 23.00 jakoś mnie to nie zmartwiło bo parę rzeczy sobie w osobówce poprawiłem. a o 23. 00 zameldowałem się w strykowie gdzie zrzuciłem towarek i zaraz biegiem do zgierza po następny bo jak wiadomo kasa jest jak się kółka kręcą :P poranki są chyba duzo bardziej efektowne niż zachody słońca co widać na pierwszej fotce.
jeśli ktoś słuchał porannych wiadomości i wpadło mu do ucha coś o smiertelnym wypadku na A1 koło piotrkowa to właśnie ten wypadeczek. nie wiem co się stało ale widoczna na prawym pasie osobówka miała zmasakrowany przód i tył, a widoczna w oddali cięzarówka urwany zderzak. podejrzewam że przykasowali kolesia i od przodu i z tyłu trochę większymi autami. niestety gość nie przeżył i straszył leżąc, pod czarnym workiem na poboczu, wystającą siną i bosą stopą.
a mnie dosć szybko udało się dojechać do widocznych beskidów, jako że docelowo był andrychów. w kętach ktoś mi mrugał światełkami z takiego dostawczaka z odkrytą paką. moze to ten kolega co to pisał że czyta sobie w kętach właśnie moje wypociny. pozdrówka :)
a w andrychowie mają taką sprytną rampę ukrytą w czeluściach hali. na szczęście nie musiałem testować jak się tam wjeżdża.
no a tymczasem pauzunia i wieczorem znowu jak ta zmora :P na załadunek, i z powrotem do strykowa.

piątek, 3 lipca 2009

nocna zmiana.

w tym tygodniu głównie pracuję sobie nocami. jest to o tyle upierdliwe że cieżko odpocząć i przysnąć w czasie dziennych upałów, a w dodatku teraz obowiązuje nowy przepis. chodzi o to, że jak się pracuje w godzinach nocnych, można mieć tylko 10 godzin tej pracy.
ze świdnicy pociągnąłem w stronę warszawy i myślałem ze szlag mnie trafi, bo od piaseczna do trasy siekierkowskiej dobijałem się prawie dwie godziny. nazajutrz miałem załadunek o 6 rano, więc wystartowałem o 4.30. no i o tej godzinie warsiawskie ulice wyglądają znośnie.

po załadunku leciałem w stronę łodzi bo musiałem zahaczyc o lekarza. niedoleczone gardło dawało znać w dwójnasób. migdałka chciałem juz wydłubać sobie łyżeczką od herbaty. ale wczoraj udało mi się dostać antybiotyk i ma się ku lepszemu. w miejscowości głowno, czterech talentów porysowało sobie lakier przed światłami i zamiast pospychać te szroty do rowu, stali jakby nigdy nic i zrobili korek na około 5 kilometrów. powinni im dowalić mandaty za blokowanie ruchu.
a dzisiaj znowu świt mnie zastał w drodze. tym razem do nidzicy. dawno nie byłem na mazurach :P chyba z tydzień hyhy więc czas odwiedzić krainę 1000 jezior.